Recenzja filmu

Resident Evil: Retrybucja (2012)
Paul W.S. Anderson
Milla Jovovich
Sienna Guillory

Wydmuszka

Jaki cel ma doszukiwanie się jakiegokolwiek sensu w tego typu produkcjach? Nie ma żadnego. To największy błąd, jaki można popełnić. A skoro z góry wiadomo, że absurd będzie gonił absurd, nie
Jaki cel ma doszukiwanie się jakiegokolwiek sensu w tego typu produkcjach? Nie ma żadnego. To największy błąd, jaki można popełnić. A skoro z góry wiadomo, że absurd będzie gonił absurd, nie pozostaje nic innego, jak liczyć na dobrą naparzankę. Niestety. Nawet tak proste zadanie okazało się dla Paula W.S. Andersona za trudne.

"Retrybucja" rozpoczyna się końcówką z "Afterlife". W ten sposób osoby niezorientowane w temacie otrzymują telegraficzny skrót o co chodzi. Potem jest już po staremu. Alice zostaje pojmana, ale wkrótce udaje jej się uciec. W walce z korporacją Umbrella pozyskuje też nowych sojuszników. Nie ma znaczenia, że dotychczas byli oni wrogami. Wszystko się sprowadza do tego, by Alice mogła dać zombiakom jak najszybciej po mordzie. A zapewniam, że formę ma nadal wyborną…

Anderson w zasadzie już w pierwszej scenie pokazał, że nie ma już pomysłu na serię. Co może być ciekawsze od wszędobylskich ujęć w slow-motion? Oczywiście ujęcia slow-motion pokazane od tyłu! Właśnie tak wygląda pięciominutowy wstęp. Później nie jest lepiej. Zwolnione tempo nadal dominuje. Gdyby wszystkie sceny puścić w normalnym tempie, z "Retrybucji" wyszedłby film krótkometrażowy. Najgorsze jest jednak to, że ekranowa bijatyka jest najzwyczajniej nudna. Dzieło Andersona pozbawione jest jakiekolwiek napięcia, elementu zaskoczenia. Jego monotonia zabija szybciej niż ugryzienie ekranowych zombie.

Produkt Andersona ma jeden plus. Jest nim Milla Jovovich. Naprawdę tylko dla niej warto "Retrybucję" zobaczyć. Jovovich, na swój sposób, jest równie pociągająca jak w pierwszej części (czyli dziesięć lat temu). Przy Alice cała ekipa zgromadzona w "Niezniszczalnych 2" to zwykłe kociaki. Być może dlatego Chuck Norris zdecydował się zgolić brodę? Jovovich wiąż tryska energią. Świetnie biega, strzela jeszcze lepiej. Dodatkowo jest niezwykle gibka, porozciągana i widowiskowo wygina śmiało ciało. Po prostu kipi seksem. Nic tylko podziwiać. A gdyby wciąż było mało kobiecych wdzięków partnerują jej jeszcze Bingbing Li i Michelle Rodriguez.

Mieliznę treści, prócz popisów Alice, Anderson chciał ukryć także pod stertą efektów w trójwymiarze. Trzeba przyznać, że stoją one na dobrym poziomie, jednak co z tego, skoro są one zwykłą maskaradą. Fabuła jest bowiem na poziomie niekończącej się opery mydlanej. Już nikt nie pamięta, kto z kim i dlaczego. Zresztą kogo to obchodzi? "Retrybucja" jest jak malowana wydmuszka - niby ładna, ale pusta.

Mimo to "Retrybucja" znajdzie pewnie grono sympatyków. Znając życie, będzie ich całkiem sporo. W zasadzie nie ma się czemu dziwić. Treści tu nie ma w ogóle, ale po ciężkim dniu pracy takie odmóżdżające łubu-dubu będzie jak znalazł. Z "Retrybucją" jest bowiem jak z fast foodami. Od czasu do czasu lubimy skoczyć na burgera czy kubełek kurczaka. Zwolennikom życzę smacznego.

Także hasło reklamowe nie ma potwierdzenia w rzeczywistości, jednak to można było zakładać w ciemno. Osobiście żal mi Jovovich. Mąż perfidnie ją wykorzystuje, a biednej Alice notorycznie podwyższany jest wiek emerytalny. Mimo to wigoru na część szóstą pewnie jej wystarczy. Gdyby jednak powstanie "Resident Evil 6" zależało tylko ode mnie, z czystym sumieniem odesłałbym Andersona z kwitkiem i kazał na odchodne mu się ugryźć.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jak można było oczekiwać, kwestią czasu okazało się pojawienie w kinach nowej, już piątej części,... czytaj więcej
Niejedną osobę mającą styczność z serią gier "Resident Evil" od czasów kochanego szaraczka, tj. PSXa, aż... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones